rano wstaje i....
-Mati glowa mnie boli;(
-Mnie tez, dlaczego??? przeciez wypilismy gora po 5 piwek...
-Wlasnie... dziwne no nie???
-Nooooooooooo. hehe
coz poradzimy normalny kac... zwijamy sie i w droge na pks... na stopa nie ma co liczyc, prawie nic tu nie jezdzi... dziwne Laos okazal sie drozszy od Tajlandii, ale na stopa to tutaj nie ma co liczyc...
idziemy wiec i jak zawsze po drodze tuk tuki sie pytaja czy nas podwiezc, bo daleko do stacji, ze my ze nie, bo myslelismy, ze klamia... okazalo sie, ze nie;( przeszlismy co najmniej jak z Samlina do Golczewa i spowrotem, no jakies 6 km...
no ale doszlismy. autobus za 135 000 kipow, a mnie policzyla 570thb a powinno byc 540thb!! oszusci!!!
i na dodatek czekamy az 4 godz. na nasz transport.. no ta ja wyciagam spiwor i rozkladam sie jak koczownik;))) hehe... mialem niezly ubaw z samego siebi.. po pksie biegaly kury, a ja sobie lezalem z lekkim kacem na calej lawce i pod spiworem;)))) hehe
przed odjazdem poszedlem cos zjesc. zamowilem zupke miesna... nawet dobra byla..
jedziemy... autobus dosyc dosyxc, duzo wolnego miejsca wiec sie rozlozylismy... i nagle:
-Auuuuu... -brzuch mnie zaczal tak bolec, ze masakra. wzialem krople mietowe i jakas tabletke(za namowa Matiego, bo ja nie biore zadnych tabletek jesli to mozliwe)... no i spac...
jakos przeszlo, ale pojawil sie nowy problem..
jedziemy w gory wiec w nocy zaczelo byc zimno;( dobrze ze byly koce to jakos sie wytrzymalo chociaz nie bylo komfortowo...