po zimnej nocy dojechalismy do Luang Prabang.
zdazylismy sie juz przyzwaczaic, ze przystanki sa poza miastem... na wszystkim musza zarabiac Ci Azjaci!!!!
na szczescie wypatrzylem picupa z logo UE i podszedlem sie zapytac czy nas podrzuca do miasta. "of course" uslyszalem, a mi nie trzeba powtarzac;)))
dojechalismy i po drodze nas pierwszy posilek BAGIETKA!!!!
cudowny smak pieczywa w buzi to jest to czego mi brakowalo;))))) mniam mniam....
no i po znalezieniu noclego udajemy sie znowu na miasto.
JAKIE TU WSZYSTKO DROGIE... mialo byc taniej, a tu lipa... szukamy cos do zjedzenia, ale wszystko na co mamy ochote jest drogie, a to co tanie jest nie do zjedzenia....
kupujemy sobie po suchej bagietce i puszce szprotek w sosie pomidorowym i ser topiony za 25000kp!!!! nawet w Polsce taki serek bylby tanszy....
ale co tam smakowalo;))
drugiego dnia bylismy pozwiedzac... wszedzie chcieli za wstep po 20000 kp...
zdecydowalismy sie na jedno miejsce "Phu si"... okolo 400 schodow trzeba zaliczy, aby wejsc na gore, ale widok piekny;)) Jejuuuuuu jakie mamy szczescie, ze mozemy na to patrzec;))
z jednej strony Mekong, a z drugiej Nam Khan... cudnie.........
schodzac w dol widzimy, ze mnisi nie tylko sie modla... oni cos tam budowali, murowali i malowali.... wszechstronni ludzie... SZACUNEK dla nich...
jutro wyruszamy z LP i ruszamy do Vang Vieng...