dojechalismy... dziekujemy za podwiezienie, a gosciu do nas:
- money.... 100bath... yyyyy
- no. we travel for free.
no i wytlumaczylismy mu, ze jakbysmy chcieli placic to jechalibysmy autobusem za 50thb... podziekowalismy jeszcze raz i idziemy sobie do miasta. mijamy szkole i slyszymy -"hello"... niemal od kazdego dzieciaka, ktory nas zobaczyl.
Jestesmy atrakcja dla miejscowych;))) heh
w jakims sklepiku kupujemy po lodzie... ja wzielem do tego piwko Chiang.. troszke zakrecilo sie w glowie;p
idziemy dalej w miasto, do centrum...
znajdujemy kafejke i idziemy na neta.
pozniej krecilismy sie troche. zjedlismy cos i zaczelismy szukac miejsca na rozbicie namiotu poniewaz nie znalezlismy zadnego taniego hotelu...
dlugo to trwalu, ale znalezlismy;)
rozbilismy sie przy moscie nas rzeka Pin. most to taki tajski Golden Gate...
niezla faza... srodek miasta, jakis park i namiot..... zostawilismy plecaki w namiocie, zamknelismy go na klodke i idziemy na piwko i kolacje...
zjedlismy najsmaczniejsza jak do tej pory pad thai i szukamy 7eleven(taki sklep)..
mialo byc piwko a bylo.......... jakze co???????? WINKO;p
kupilismy po 2 wina SiamSato i poszlismy na most. piekne widoki dookola nas, a my siedzimy sobie i pijemy winko. nie bylismy sami na moscie. drupki mlodziez tajskiej siedzaly sobie tu i owdzie pijac i rozmawiajac. przechodza sobie zakochani i turysci...
zrobilismy pare zdjec i wypilismy...
-Mnie juz lapie. -mowie do Matiego...
-No to idziem do 7eleven po jeszcze jedno i spac...
-oki;))
no i znowu bierzemy Siam Sato i na most. a na moscie????..............
zaprasza nas grupka mlodziezy;))
no to zostawiam Matiego i biegiem do namiotu po aparat. to trzeba uwiecznic.
wracam po 3min a Mati juz 3 razy machnal jakas ryzowa wodke, ktora go poczestowali...
mnie tez nalali;))
no pijemy sobie z nimi i robimy zdjecia. podchodzi do mnie jedna Tajka (bardzo ladna) i cos na telefon pokazuje.. dalem jej a ona mi wpisuje nr tel... heh...
tlumacze jej, ze nie potrzebnie, bo mam karte z Polski i nawet strzalka bedzie horrendalnie droga...
pozniej sie okazalo, ze ma chlopaka i zglupialem. po co mi dala nr tel????
niewazne. wypilismy winko, a towarzystwo sie rozeszlo...
no to idziemy po jeszcze jedno wino na "dojebanie"...
wykupilismy ostatnie 2 wina z lodowki i idziemy...
podpici juz niezle bylismy, wiec odwazniejsi;))
mijamy jakas grupke... nagle Mati sie wraca i pyta czy mozemy sie przysiasc??
-yes, sure.
hehe...
i znowu pijemy, gadamy i robimy zdjecia;)))) AWESOME
znowu jakas wodka ryzowa.......
godzina i rozchodzimy sie. koles pyta sie nas, czy podwiesc nas do hotelu???? kurde no kultura jak nic;))))
podziekowalismy i powiedzielismy, ze spimy w namiocie..
usmiechneli sie i pojechali...
a my w miasto... albo na most...... nie pamietam juz za bardzo... ale Matiego niezle zalatwili;)))))) nawalony jak szpak;D
po drosze do namiotu Mati chcial udac malpe na lampie, czy cos takiego i.......
rozwalil lampe. spadl mu klosz na glowe!!!;)))
hehe
nie ma to jak sie nawalic..... ahhh
no i teraz chlopak ma morde zdarta;)))))