kiedy dojechalismy, zalatwilismy nocleg i w kime;)
kiedy sie obudzilismy byla 13... zostawilismy bagaze w pokoju i poszlismy na "miasto" (lub jak ktos woli "wioche") zorientowac sie jak dojechac do ruin...
kiedy ogarnelismy temat poszlismy cos wszamac... przeciez od rana nic nie jedlismy... zoladek wrecz krzyczal do mnie: Idz cos zjesc!!!!!!
zjedlismy i mowie do Matiego:
-Widzialem tablice z napisem Post Office. Idziemy, obiecalem rodzinie i znajomym, ze wysle im pocztowki. po drodze podrzucil nas mily Taj za free;))
jestem na poczcie i probuje powiedziec babce, ze chcem post card, a ta nie kumata.... hehe.......
przyszedl jakis kolo, ktory cos tam ogarnial po angielsku i dal mi to co chcialem;))
kupilem znaczki i pisalem pozdrowienia...
upewniajac sie, ze mam odpowiedni znaczek i kartki dojda do Polski wyszlismy z poczty i udalismy sie na przystanek, z ktorego pojechalismy do Old City....
jestesmy;) kupujemy bilet za 100thb i wypozyczamy rowery za 30thb. teraz czas na zwiedzanie...
myslalem, ze w Bangkoku jest pieknie - mylilem sie!!!!!
tutaj jest lepiej. a nawet zajebiascie lepiej;)) ;p
te rowery daly nam kupe smiechu.. jezdzilismy i mijajac innych turystow dryndalismy dzwonkiem do nich, a oni usmiech i dryndaja na nas;))))))))
"dryn... dryn..." hehe;D
dookola cudowne ruiny dawnych swiatyn Buddy... architektura azjatycka.... no ciezko to opisac, wiec tylko zdjecia oddadza to co chcialbym powiedziec, a nie potrafie....
godzina 17:30 i wracamy do hoteliku...
odswierzyc sie i na kolacje - taki plan na wieczor.
po kolacji na internet i znowu prysznic, a tam maly lokator;)))
GEKON siedzial sobie na suficie i polowal na te nieznosne komary;)
nie przeszkadzalem mu, w koncu jest pozyteczny;d (NIE ZNOSZE KOMAROW!!!!!!)
po pelnym wrazen dniu przyszedl czas na sen.. i nie moglismy zasnac..........;(
wiedzielismy, ze jutro bedziemy pierwszy raz jechac na stopa;))))
nasza podroz wreszcie nabiera takiego ksztaltu jaki zakladalismy sobie w Polsce... pelen luz i spontan;))))