rano Mati wstal pierwszy... ja sobie godzine dluzej spalem. pozniej razem wymeldowalismy sie, kupilismy bilety do Pakse za 160000kp i poszlismy zwiedzac.... widzielismy jakas rezydencje prezydenta Laosu i poszlismy zobaczyc ten luk triumfalny, ktory ufundowali Chinczycy... to taki prezent jak np. nasz Palac Kultury i Nauki od ZSRR...
teraz siedzimy sobie w kafejce i czekamy na nasz autobus...
musze wspomniec o naszym ulubionym temacie tutaj w Azji... codziennie myslimy o polski jedzeniu... jak ja tesknie za zupami.... mmmm... tutaj nie potrafia zrobic normalnej zupy, a o schabowym mozna tylko marzyc...
po wyjsciu z kafejki zostaly nam 2 godz. do odjazdu... poszlismy cos zjesc i nad Mekong obejrzec zachod slonca;))) cudowny widok;D w ciagu 10 min spogladalem na slonce i patrzylem jak topi sie na horyzoncie wymalowujac fantastyczny pejzaz miasta;)) i znika gdzies tam w oddali.... ahhhhhh... to bylo COS...
wracamy po bagaze i czekamy... podchodza do nas jacys dwaj goscie i zagaduja... Francuzi i do tego bracia. jeden z nich mieszka w Chinach, a jego brat przyjechal sobie na takie wakacje i wyskoczyli sobie do Laosu;))) Ci to maja dobrze...
pozegnalismy sie po krotkiej rozmowie i czekamy dalej.. przyjechal po nas miejski autobus i zabral na na pks...
dojechalismy i wysiadamy, a oczom naszym ukazaly sie wypasione autobusy z lozkami;)) teraz to wiem za co place;)))))))))))))
wchodzimy do naszego i nie moge wyjsc z podziwu... 40 lozek i kazdy ma swoje. zajelismy swoje miejsce. na 2 osoby byl tv, a my znowu trafilismy na jedyny zepsuty...
w nocy budzilem sie raz zlany potem, araz z zimna;(( mimo to uwazam podroz tym autobusem za najbardziej komfortowa jak do tej pory;D