rano pobudka bardzo oryginalna... obudzil nas ptak Gwarek... co chwila wydawal z siebie dzwieki nasladujace gwizd oraz wymawial:
-Sawadee ka
-Thank You
i inne trudne do zrozumienia dzwieki... wstalismy i w sroge... zostawilismy ciuchy do prania, bo sporo juz tego bylo...
najpierw udalismy sie na taka gorke, gdzie zostal wybudowany maly klasztor.. po drodze mijamy malpy, ale wygladaja na przyjazne i nie mamy sie czego bac... znowu okolo 400 stopni w gore i nagroda, czyli piekne widoki... tak sobie siedzimy i nagle podchodzi jedna malpa do Matiego. ten zamyka plecak i zaklada na plecy i niewiem kiedy, a druga podeszla mnie od tylu i gryzie moj plecak. zdazylem go zlapac w ostatniej chwili, gdy malpa juz go chciala zwinac. nie chciala go puscic wiec szarpnalem i jej go wyrwalem, a ta sie wkurza i szczerzy zeby. druga to samo, wiec wyjalem papier toaletowy i rzucilem. jedna pobiegla za papierem i zostala mi druga malpa. skoczyla do mnie, ale przywalilem jej plecakiem i chodu!!!!
szybko zszedlem;))))
pozniej bylismy popatrzec na polow rybakow.. akurat przyplyneli.. mieli duzo tego wszystkiego: ryby, kraby, matwy...
no i na plaze poplywac;)) woda cieplutka;) mmm to jest to. tutaj woda nigdy nie ma mniej niz 20 stopni;D pozniej polozylismy sie i opalamy, a wokol nas kraby;)))istne zamieszanie... wystarczyl nasz jeden ruch i wszystkie uciekaly do swouch norek. smieszna stworzenia - chodza tylko bokiem;)) troche sie chyba przyzwyczaily do nas i jeden podszedl Matiego i go uszczypnal jakby chcial powiedziec, ze to jego teren... no to Mati pogonil go na drugi koniec plazy;))) heheh
pozniej gralismy w karty w pokoju, poszlismy zjesc(tym razem smacznie) i siedzimy na necie;))) jutro ruszamy dalej. tutaj nic ciekawego sie nie dzieje... cisza i spokoj... no i wciaz to nie te plaze....