piszac to siedze w swoim pokoiku w rodzinnym domu w Polsce...
a wiec tak: 30 grudnia spakowalismy sie i pojechalismy do Hat Yai skad mielismy zamiaz pojechac do KL pociagiem. niestety nie było już miejsc wolnych i jedyna alternatywa zostal autobus. wykupilismy bilety na autobus i w oczekiwaniu na odjazd poszlismy na miasto;)
podrozautobusem nie nalezala do przyjemnych ale bywalo gorzej... do KL dotarlismy kolo 4 w nocy jesli dobrze pamietam. do naszego Coucha mielsimy spory kawalek wiec najpierw miejskim autobuse, pozniej krecilismy sie kolo naszego celu az po pol godz krazenia trafilismy. byla noc, wszyscy spali wiec postanowilismy nie budzic nikogo o tej porze i polozylismy sie na werandzie. zasnelismy....
nad ranem jakas kobieta wychodzac z domu zbudzila nas i powiedziala ze mozemy wejsc do srodka i tam sie zdrzemnac. Mati po 2 godzinach wsatal i poszedl zwiedzac, a ja dalej spalem... wieczorem domownicy zaprosili nas na Sylwestrowa zabawe;)) o to nam chodzilo;P